Anioł odsunął gęsie pióro od pożółkłego i nieco zniszczonego pergaminu. Odłożył je ostrożnie na bok, aby nie splamić jego powierzchni. Zlustrował znajdującą się na nim treść bacznym wzrokiem. Dostrzegł wtenczas, iż popełnił literówkę w nazwisku jednego ze straszliwych demonów. Miał na swoje usprawiedliwienie to, że było ono bardzo długie i skomplikowane. Pocieszył się myślą, iż nie będzie musiał przepisywać go wiele razy. Temu, co miał otrzymać zwój zawsze się udawało. Nigdy nikt nie pojawił się na tej liście więcej niż jeden raz, z pewnym wyjątkiem, który zawsze królował na jej szczycie.
Pospiesznie przekreślił swoją omyłkę i ponownie spisał nazwisko obok, tym razem poprawnie. Po raz wtóry odłożył pióro. Począł zgłębiać każdą wypisaną przez siebie nazwę upewniając się, czy nie popełnił podobnego błędu gdzieś indziej. Na szczęście nigdzie już się nie pomylił w podobny sposób.
Wstał i podszedł do półki pełnej niezapisanych zwojów. Wybrał jeden z nich, specjalnie przygotowany na tę okazję. Pergamin nie był w żaden sposób skażony czy też porwany. Drążki zdobiły złote podobizny zwierząt. Z jednej strony pyszniła się głowa ryczącego lwa, a z drugiej patrzył przed siebie dumnie orzeł. Całość została pokryta silnymi oraz złożonymi urokami, aby zapobiec jakiemukolwiek uszkodzeniu listy. Z ich pomocą zniszczenie mechaniczne czy też przy użyciu czarów graniczyło z cudem.
Anioł podszedł do biurka i zrobił na nim miejsce dla zwoju. Uroczyście go rozłożył, odczuwając przy tym subtelny dreszczyk emocji. Począł ostrożnie spisywać miana w określonej kolejności. Nie szczędził przy tym czasu ani energii na wypisanie niezbędnych informacji. Po kilku godzinach ukończył zdobienie brzegów pergaminu wymyślnymi marginesami. Nie były one losowe, lecz posiadały swoje znaczenie. Przy grupie nazwisk osobistości pochodzących z poszczególnych obszarów ozdobniki przybierały kształt cech charakterystycznych dla danych terenów. W ten oto sposób na pożółkłej powierzchni zagościły mroczne góry, w których swoje siedziby miały elity wśród zjaw oraz demony. Były one najpotężniejsze ze wszystkich, a na szczycie górował niezmiennie od początku ich władca – jedyny, który przeżył pomimo wpisania na listę. Ten, któremu miano powierzyć ów zwój rzadko podejmował się próby walki z nim. Bał się go, a on jego. Tak do tej pory pozostało.
Dalej podnóża gór przekształcały się w szkarłatną lawę. Obok niej gościły nazwiska mniej znaczących, aczkolwiek wciąż zagrażających pokojowi zjaw. Mieszkały one w pobliżu wielkiego, nadal aktywnego wulkanu. W sąsiedztwie miały legendarnych strażników, tak starych, iż zapomniano, czego mieliby strzec, kim byli oraz, co najważniejsze, czy w ogóle istnieli. Jedni twierdzili, że bronią niezmierzonych gór złota, inni zaś, iż odbywają karę za złe według ich władcy uczynki. Pozostawało to kwestią licznych domysłów.
Dalej lawa zastygała przeobrażając się w kamień. Nie był to jeden szczególny obszar, lecz wiele innych. Obok tej części iluminacji dominowały nazwy straszliwych tudzież niepokonanych bestii siejących postrach na terenach swego legowiska. Anioł komponujący listę nigdy nie zaprzątał głowy odwiedzającemu ich co tysiąc lat potężnemu gościowi jakimiś mało znaczącymi potworami, aczkolwiek pomimo jego starań ta część zawsze należała do najdłuższych. Znajdowały się na niej stworzenia siejące grozę w sercach mieszkańców wiosek, zagrażające przemieszczającym się oddziałom walczących z siłami ciemności oraz ogólnie stanowiące poważne zagrożenie, któremu nie potrafili stawić czoła czy też nie mogli zaryzykować, ponieważ zwycięstwo nad potworem byłoby niewspółmierne do poniesionych strat. Anioł niechętnie zamieścił położenie dwóch ogromnych rojów skrzydlatych stworzeń na liście, lecz nie miał wyboru. Może ten, który otrzyma zwój przymknie na to oko.
Z najniższych skał skapywała woda, która szybko utworzyła wartki strumień z falami rozbryzgującymi się we wszystkie strony. Obok nich zagościły nazwy najstraszliwszych i jednocześnie największych potworów morskich, które niejednokrotnie w przeciągu ostatnich stuleci sprzyjały flocie wroga.
Strumień zelżał, przeobrażając się łagodnie w parę wodną, aż w końcu w burzowe chmury, z których spadały liczne krople deszczu. Zagościły tam imiona najgroźniejszych smoków, niekiedy z potężnymi jeźdźcami, którzy zeszli na złą drogę i stali się słabymi w porównaniu do kilkusetletnich towarzyszy zjawami oraz nazwy podniebnych bestii, imponujących najczęściej rozmiarami, inteligencją czy też brutalnością tudzież wzmożoną aktywnością skierowaną przeciwko żołnierzom światła.
Ku chmurom piął się wierzchołek starej wieży, w której oknach tliło się wątłe światło. Rzadko stanowiła ona element iluminacji. Przy niej widniały miana jej nowego gospodarza, który ją zdobył poprzez morderstwo, manipulacje testamentem i siecią intryg połączonych z korupcją z jego najwierniejszymi sługami. Potężna zjawa, tym razem w otoczeniu szalonych, lecz wybitnych magów. To właśnie przy jej nazwisku popełnił ów drobny błąd.
Na podnóżach wzgórza, na którym stała wzniesiona tysiące lat temu budowla rosły drzewa tworzące las. Nie było tak w rzeczywistości, ale następni niebywale silni wrogowie zamieszkiwali tereny gęstych borów.
Dół iluminacji zdobiły roślinne wzory. Przy nich znajdowały się miana, które nie pasowały do żadnej z uprzednich kategorii. Najmniej niebezpieczne, ale wciąż stanowiące tak wielki problem, iż jego rozwiązanie wykraczało poza ich możliwości. Znalazło się tam miejsce na grupę zjaw dosiadających rumaków i pustoszących wioski, przez które przejeżdżali oraz inną istotę wędrowną, która błąkała się po różnych terenach oraz potrafiła uśmiercić nawet oddział żołnierzy walczących po stronie dobra.
Anioła bolało to, że mimo usilnych starań wciąż nie byli w stanie odnaleźć mian istot niejednokrotnie najpotężniejszych w armii wroga. Nigdy ich nie opisywał, ponieważ tego nie obejmowała umowa z ich tajemniczym gościem. Poza tym zawsze, gdy podawał imię, nazwisko czy też nazwę lub tytuły, miał pewność, że nie dojedzie do jakiegoś straszliwego błędu. Anioł wolał też nie myśleć, o ilu niebezpiecznych stworzeniach nie wiedzą, że w ogóle istnieją.
Począł powoli, z niezwykłą ostrożnością tworzyć inicjał litery „L” przy górującym na szczycie niedokończonym tytule. Rozmyślał przy tym z ekscytacją o najbliższym spotkaniu. Niezmiernie ciekawiło go, co nowego przyniesie zawsze wyczekiwany przez niego gość. Za każdym razem miał do niego wiele różnych pytań, ale bał się ich zadać. Stojąc naprzeciw niego odczuwał respekt.
Po półtorej godziny skończył inicjał. Poprawił opadające okulary i z lekką niechęcią odłożył na bok pióro. Tak oto jego ulubiona część tworzenia tych specjalnych zwojów dobiegła końca.
Po kilku minutach siedzenia oraz rozmyślania o niedalekim spotkaniu usłyszał kroki. Odwrócił się w stronę idącego do niego przyjaciela.
– Po twojej minie zgaduję, iż skończyłeś – rzekł ciepło.
– Masz rację, druhu – odparł.
Drugi anioł zbliżył się do niego i spojrzał na dzieło pierwszego.
– Zawsze w to wkładasz dużo serca. Nie wiem, skąd znajdujesz w sobie siłę, aby dokończyć te wszystkie zdobienia. Pragnę jednak zauważyć, iż efekt końcowy jest jak zwykle imponujący.
– Dziękuję ci. Ja tylko chcę, aby to wyglądało przepięknie i staram się wykonać swoją pracę najlepiej, jak tylko mogę. Należy mu poświęcić więcej uwagi, niż na to wygląda. Zawsze wykonuje ogrom pracy, uwalniając nas od tych, co się znajdą na liście oraz przynosząc ze sobą coś, co może nam pomóc w walkach. Jak nie broń, to informację o nowej, nieznanej wcześniej nikomu właściwości magii. Ma do tego talent.
– W tym się z tobą zgodzę.
– Dlatego też, przez to, że tak wiele nam ofiarowuje, chcę się mu odwdzięczyć chwilą uwagi i umilić wykonywaną pracę. Pragnę zrobić w tym kierunku więcej, ale nie posiadam ku temu zdolności, predyspozycji ani jego zgody.
– Nie możesz się go o to zapytać?
– Czy ty kiedyś stałeś przy nim? Czuć od niego śmierć, zniszczenie, nieograniczoną potęgę wzbudzającą lęk oraz ma na sobie klątwę tak silną, że nie jestem w stanie jej opisać słowami.
– Wierzę ci. Nigdy nie miałem tej przyjemności i po twoim opisie się z tego cieszę.
– Zawsze ma tyle ciekawych rzeczy do powiedzenia, chociaż milczy – oczy anioła rozbłysły a on sam ożywił się. – Czy wszyscy już wiedzą? – dodał zaniepokojony.
– Tak. Nikt w dniu spotkania nie przekroczy wyznaczonych obszarów, aby nie niepokoić naszego gościa.
– Dobrze. Lepiej go nie urazić. Chcę, aby czuł się komfortowo. Wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby zerwał umowę. Wtedy moglibyśmy już tylko paść na kolana i błagać o litość.
– Nie obawiaj się tego. Nie jesteśmy aż tacy bezsilni. Może i znasz miana wszystkich niebezpiecznych sług ciemności lecz pamiętaj, że my też mamy po swej stronie silne jednostki. Może nie są to brutalne bestie, ale oddani żołnierze, odważni magowie jak i wojownicy, zaprzyjaźnione istoty oraz pewne stworzenia, na przykład smoki. Poza tym wydaje mi się, że nasz gość prędko nie zerwie umowy. Nie wygląda na niestałego w swoich postanowieniach.
– Masz racje. Może nie jest tak źle.
– Uśmiechnij się! Spotkanie nadejdzie niebawem. Tylko pomyśl, czego nowego się od niego dowiesz!
Anioł rozpogodził się.
– Ty wiesz, jak polepszyć mi nastrój.
– Poza tym niedługo nadejdzie czas na pasowanie. Chodź, pomożesz w przygotowaniach!
Anioł wstał i ostrożnie zwinął nowy zwój, któremu poświęcił wiele swojej uwagi. Odłożył go na półkę. Wraz z przyjacielem opuścili prawie zawsze oświetlony złotymi promieniami słońca zakątek obszernej biblioteki.