Przejdź do treści

Czarownica

     Wiatr wył, pędząc między kamiennymi ścianami jakby stado dzikich koni, rozwiewając włosy jasne niczym promienie słoneczne dumnie stojącemu młodzieńcowi. Jego biała niby śnieżny puch zbroja wydawała się wręcz lśnić własnym światłem pośród czarnych cieni rzucanych przez otaczające go wokół krawędzie szarego, skalnego kanionu. Patrzył on pewnie przed siebie oczami o odcieniu najgłębszych wodnych odmętów. Przed nim widniał ogromny łuk, nadgryziony zębem czasu. Górna część została dawno temu uszkodzona, a pradawne runy, ongiś go zdobiące, prawie zanikły w czarnym niczym otchłań kamieniu, z którego powstał.

     Dalej, również z dumą, kroczył wolno, lecz pewnie w stronę młodziana Wojownik Mroku. Zbroja, równie czarna jak jego serce, była miejscami zdobiona srebrem. Szyszak, na którego krawędziach znajdowały się te same tajemnicze runy, skrywał nicość, będącą jednocześnie jego twarzą, jak i ostatnią rzeczą, którą widział niejeden śmiertelnik. Oto on, niosący ze sobą zgubę, żałobę i rozpacz, Upadły Strażnik, którego los został na zawsze związany z bramą, strzeżoną przez niego od stuleci. Został on powołany do walki z każdym, kto ośmieli się podjąć próbę przekroczenia pradawnych wrót. Roztaczał on wokół siebie zatrważającą aurę, która niepokoiła każdą znajdującą się w jego pobliżu istotę i wywoływała nieuzasadnioną rozpacz nawet w sercach stworzonych z kamienia. Dlatego też w kanionie tym nie tętniło życie, lecz swoje siedlisko miała śmierć.

     Zaczął powoli rozkładać hebanowe skrzydła, przypominające wyglądem smocze, jakby wróżąc mu zły los i dając ostatnią szansę odwrotu. Wydobył z pochwy swój miecz, który dla wielu istnień oznaczał zgubę.

     Czarownica otworzyła swe szmaragdowe oczy. Otrzymała kolejną wizję. Rozglądała się przez chwilę po swojej chatce, próbując sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Wpatrywała się w pokryte grzybem ściany, regały pełne książek i różnych ważnych składników oraz mikstur. Jej rozbiegane spojrzenie zatrzymało się na chwilę na stole pełnym od różnych elementów ciał zwierząt i roślin, rzadziej kamieni i ziemi. Wstała i poprawiła swój kapelusz, wygładzając jednocześnie swoje kruczoczarne włosy. Otrzepała zniszczoną, nieco wyblakłą i zjedzoną przez mole brązowo zieloną sukienkę. Czarny kot z małą białą plamką na piersi usadowiony na regale pośród ksiąg i różnej maści eliksirów przyglądał się jej z niemałym zainteresowaniem jaskrawo zielonymi oczami, jakby czytając jej w myślach. Podeszła do stołu, z którego zabrała dwie żabie głowy. Następnie wrzuciła je do kotła, stojącego w kominku. Turkusowa zawartość zabulgotała. Nagle zaczął się wznosić dym o identycznym zabarwieniu. Rozpoczął on się powoli formować w sylwetkę młodzieńca i wojownika, jednak po chwili się rozwiał. Spróbowała ponownie, tym razem używając najsilniejszych zaklęć, jakie tylko znała, jednak z podobnym rezultatem. Nie dane było jej jeszcze poznać ich losów, lecz wiedziała, iż młodzieniec był jednym z Wybrańców. Usiadła spokojnie na krześle i przysunęła do siebie kryształową kulę, a kot zamachał złowróżbnie ogonem, obserwując ją bacznie.

     Zaczęła szeptać złożone czary. Powoli dostrzegła swoją chatkę i zakapturzoną postać. Usłyszała pukanie do drzwi.