Przez zdobione witrażem okno wlatywały białe promyki poranka, oświetlając pokój. Padały one na regały pełne starych ksiąg, opowiadających o historii, jak też zgłębiających zapomniane tajniki magii, zarówno dobrej, jak i złej. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, znajdowały się tumany kurzu. Biurko, usadowione pod wysokim i wąskim oknem, niemalże uginało się na swoich grubych tudzież zdobionych nogach od ilości różnej maści przyrządów o nieznanym przeznaczeniu oraz stert papieru. Zadziwiające było to, iż jego właściciel w jakiś sposób wygospodarował tam miejsce na kawałek pergaminu, kartkę oraz pióro z kałamarzem.
Lord Mroku, wygodnie oparty na swoim fotelu, przeczytał ponownie list od jego wiernego sługi. Prześledził tekst bacznym spojrzeniem, po raz wtóry analizując jego treść. Wynikało z niego, że kolejne oddziały poniosły klęskę, zgubione przez ślepy zaułek w kanionie, do którego miały zapędzić siły wroga. Zostały one zdziesiątkowane, a każdy, kto przeżył, lecz nie zdołał zbiec, znajdował się obecnie w więzieniu nieprzyjaciela. Władca westchnął, po czym pochwycił krucze pióro, zanurzył w atramencie i zatrzymał kilka cali nad pożółkłym pergaminem. Zaczął się zastanawiać nad doborem słów. Jego czarnopióry feniks zaskrzeczał, wyrwany ze snu nagłym szelestem i gwałtownym ruchem właściciela. Patrzył na niego przez pewien czas swoimi błyszczącymi bursztynowymi oczami, po czym ponownie usadowił się wygodnie na żerdzi umiejscowionej niedaleko biurka i zaczął leniwie zamykać powieki. Zjawa po chwili skupienia rozpoczęła kreślenie kaligraficznych liter, które następnie przerodziły się w wyrazy, później w zdania. Zatrzymał pióro i przeczytał to, co napisał. Niezadowolony przesunął całą powierzchnią dłoni odzianej w rękawicę po pergaminie, ukazując ponownie czystą przestrzeń. Zaczął znów zamieszczać tam słowa, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zirytowany pojawieniem się niechcianego gościa przerwał swoje dotychczasowe zajęcie i odłożył pióro na bok. Zaprosił przybysza do środka, a feniks sfrustrowany uniósł piękną głowę, aby obdarzyć nienawistnym spojrzeniem osobę, która przeszkodziła mu w dalszym spoczynku.
Drzwi otworzyły się niepewnie, ukazując zaniepokojonego młodzieńca. Jego czarne włosy opadały na ładną twarz, przysłaniając piwne oczy. Złożył on schludnie swe anielskie skrzydła, które miały ciemne niby noc zabarwienie. Kropelki potu lśniły na jego licach, czasem skapując na posadzkę. Ubranie było nieco poszarpane i brudne od zaschniętej krwi. Dygnął lekko, pozdrowił gospodarza tudzież zaczął opowiadać o klęsce innego oddziału. Twierdził, iż znaczna część wojowników zdradziła ich przy pierwszej okazji, przechodząc na stronę przeciwnika, co doprowadziło do tragedii. Lord Mroku słuchał wszystkiego uważnie. Gdy poseł skończył, władca zaczął się zastanawiać. Powstał z krzesła. Młodzieniec wzdrygnął się, obawiając kary za dostarczenie złych wieści, jednak jego pan podszedł do okna, odwracając się do niego plecami. Popatrzył na swój ogród, w którym nie było ani jednej żywej rośliny, a uschnięte drzewa wyciągały swe gałęzie ku pochmurnemu niebu. Zastanawiając się obserwował ponury krajobraz pełen szarości. W końcu odezwał się, przerywając panującą wokół ciszę. Jego głos był pełen grozy, aż młodzieniec się skulił, a cienie, stanowiące nieodłączną część pokoju, zdawały się poruszać, gdy ten mówił. Lord podjął ostateczną decyzję, która mogła się okazać zgubna dla jego przeciwników. Tym razem to on będzie dowódcą, wyjdzie z ciemności zapomnienia i poprowadzi swe wojska do zwycięstwa, siejąc spustoszenie na polu bitwy, tak jak czynił to wiele wieków temu.
Feniks zaskrzeczał, zadowolony z decyzji pana i podleciał do niego, prostując duże skrzydła oraz z gracją wylądował mu na ramieniu. Lord Mroku szepnął coś do ptaka, a ten pokiwał głową. Pogładził jego obsydianowe pióra. Po chwili feniks wzbił się w powietrze i szybko niczym wichura udał się w stronę drzwi, przelatując obok zaskoczonego młodziana. Przeleciał przez korytarz, a następnie w górę schodów. Potem wyleciał przez otwarte na oścież okno. Przewyższając wdziękiem każdego orła poszybował do cienia drzewa, gdzie zniknął.
Wyłonił się on chwilę później z mroku rzucanego przez ogromną górę. W dole, niby zgraja robactwa roiło się od niezliczonych legionów najróżniejszych maszkarad łaknących świeżej krwi. Feniks rozprostował skrzydła i wrzasnął, zwiastując przybycie ich władcy. Zewsząd rozległy się okrzyki wojenne.
