Przejdź do treści

Wśród cieni

     Jasne światło rozbłyskiwało i znikało co chwilę, niosąc ze sobą przeraźliwy huk. Rozległ się kolejny grzmot pioruna. Wystraszony mężczyzna rozejrzał się z wyraźną paniką po pokoju. Do białej ściany zostało przymocowane znaczących rozmiarów kryształowe lustro, a przy małych drewnianych drzwiach stała ogromna misternie zdobiona szafa, zaś w kącie znajdowało się starannie pościelone łóżko.  Mężczyzna ponownie usłyszał grzmot. Przerażony odwrócił się gwałtownie. Utkwił wzrok na niewielkim dwuskrzydłowym oknie. Gałęzie nieopodal rosnącego drzewa uderzały o budynek, niemal łamiąc się na silnym wietrze.

     Spojrzał ponownie na drzwi. Podszedł do nich. Powoli wyciągnął rękę do miedzianej gałki, którą następnie przekręcił. Uchylił je, a one zaskrzypiały cicho. Mężczyzna ostrożnie wyjrzał na korytarz. Po jego prawej stronie ciągnął się rząd innych zamkniętych pokoi. Nie mógł jednak dostrzec końca pomieszczenia skąpanego w nieprzeniknionym mroku.  Na przeciwko niego znajdowała się śnieżnobiała ściana. Mężczyzna wychylił się jeszcze bardziej, ponieważ widok zasłaniały mu uchylone drzwi. Zauważył, że po lewej stronie rozciągał się długi korytarz, lecz nie było tam żadnych pokoi.

     Tuż przed uderzeniem kolejnego pioruna pojawił się rozbłysk na niebie, rozświetlając znaczną część korytarza pozbawioną drzwi. Na ścianie znajdowały się ogromne okna, przez które z łatwością wpadł jasny blask. Mężczyzna zatrzymał się i począł zastanawiać. Zdecydowanie nie znał tego miejsca, nigdy tu wcześniej nie był. Obudził się w tym pokoju. Ze snu wyrwał go głośny grzmot pioruna. Gdyby nie on, to dalej pozostałby w spoczynku. Tak właściwie, to o czym on śnił? Mężczyzna próbował to sobie przypomnieć, lecz okazało się to niebywale trudne. Jego wysiłki spełzły na niczym. Wiedział, że było to coś ważnego. Zapragnął przywołać uprzednie wspomnienia. Wówczas ogarnęło go jeszcze większe przerażenie niż przedtem. Nie pamiętał nic, nawet swojego imienia.   

Powoli, z wahaniem, przekroczył próg pomieszczenia, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Hałas rozległ się po korytarzu spotęgowany przez echo. Mężczyzna powolnym miarowym krokiem poszedł w lewo. Po chwili pojawił się kolejny błysk. Znajdował się wtedy na środku oświetlonego pasma.

     Z ciemności wyłoniło się coś dziwnego. Była to czarna sylwetka rzucana na ścianę bez żadnego właściciela, która ukazała się za plecami cienia mężczyzny. Blask pioruna minął, lecz kilka sekund po nim korytarz ponownie został oświetlony. Bezpański cień rzucił się na ten pozostawiany przez mężczyznę, atakując go od tyłu. Maszkara ugryzła go w szyję, a ofiara padła na ziemię, nie wydając nawet najcichszego krzyku. Światło zniknęło, pogrążając korytarz w ciemności, lecz te kilka chwil wystarczyło, by potwór zaatakował.

     Szkarada wyszła ze ściany. Wyglądała jak człowiek, lecz posiadała kilka cech, które ją od niego odróżniały. Stwór miał dłonie zakończone mocnymi pazurami, uszy przypominające wyglądem nietoperze oraz dwie pary oczu. Jedna mniejsza w miejscu, gdzie powinna znajdować się nasada nosa, a druga po bokach głowy. Na środku czoła zaś znajdowało się jedno największe oko. Ślepia świeciły jaskrawo żółtym blaskiem. Cienkie źrenice powędrowały w dół, na podłogę, gdzie znajdował się mężczyzna, który nawet nie zobaczył niebezpieczeństwa. Maszkara pochyliła się nad nim, obserwując go z ciekawością. Przechyliła czarną jak mrok w głębi korytarza głowę, była ona tego samego zabarwienia co reszta ciała, otworzyła paszczę do tego stopnia, że długi szpikulec na końcu brody wbił się lekko w pierś. Następnie zanurzyła w ciało mężczyzny ostre trójkątne płyty, wyglądające jak wrośnięte w skórę czarne zęby.

     W ten oto sposób rozpoczęła się uczta. Rozległ się grzmot, a na posadzkę kapała świeża krew. Z ośmiu zostało siedmiu.